Moje relacje

piątek, 17 stycznia 2014

Depresja Europejki w Azji

Planowałam przeskok do radośniejszych chwil mojego wyjazdu, żeby ludziom wyjazdu do Chin czy na wolontariaty nie obrzydzać. ;) Ale jednak zdecydowałam się trzymać chronologii, a póki co zapewniam: nie było tak źle, jak się wydaje!

Wypis z pamiętniczka [tekst w kwadratowych nawiasach to moje dzisiejsze wtrącenia]:

07.11.2011. cd.

Wróciliśmy do szkoły, dyrektor poszedł sobie w swoją stronę, a my wybrałyśmy się kupić mi używany telefon pod chińską kartę. 180 RMB zostało opuszczone na 160 RMB (ok. 80 zł)  i więcej nie targowałam. Nie dlatego, że byłam już z siebie dumna, ale dlatego, że moja Crystal zapewniła mnie, że to naprawdę tanio. Hm, no dobrze, nie będę robiła z siebie ostatniego dusigrosza.
Natomiast to, co mnie zastanawia, to co w takiej biednej dzielnicy robi sklep ze sprzętem elektronicznym? Cóż, teraz chyba każdy ma komórkę, choćby mieszkał w lepiance. W sumie czy jest czemu się dziwić?

Poznałyśmy wreszcie nauczycielkę angielskiego, która poszła ze mną do pobliskiej kliniki. Tak jak się obawiałam. Przykład jej znajomości języka: kiedy pytam o czajnik, nie wie o co chodzi. Więc jak u lekarza mogę być pewna, że powiedziała mu, co mi dolega? Nie zrobiono mi badań, posłuchano tylko jej wywodu i zmierzono temperaturę. Przystałam jednak na leki, bo co miałam zrobić. Były tanie i nazwa dwóch z trzech była też po angielsku, co dawało mi możliwość sprawdzenia w Internecie, czy rozpoznanie ma szansę być prawidłowe.

Cud medycyny chińskiej? Ziółka na ból gardła. Potem się dowiedziałam, że podobno uzależniające.
Na pewno trzeba przywyknąć do specyficznego smaku, mnie to chwilę zajęło.
Wi-Fi w każdym razie jest w innym budynku, w pokoju dla nauczycieli. Poszłyśmy tam z Hope – bo tak się nazwała nauczycielka – ale połączenie z Internetem ni w ząb nie chciało zadziałać. Zdecydowałyśmy się więc zjeść najpierw kolację. Poszłam po nią pełna obaw – skąd we mnie taki brak wiary? Wzięłam własną miseczkę i udałam się po zupę. Spytałam Hope, co to za zupa, jednak oczywiście nie umiała mi odpowiedzieć. Po degustacji okazało się, że to starta marchewka z kuleczkami kaszy. Zjadłam dwie łyżki i odstawiłam naczynie. Oto nadeszło załamanie.
Co ja mam tu – do cholery! [zadziałała chyba cenzura] – robić, skoro nawet nie jestem w stanie niczego przełknąć? Moja OSTATNIA nadzieja w jedzeniu smażonym. Wiecie, takim jak w Polsce. Uwielbiam taką swojską „chińszczyznę”, przecież skądś musiały do nas przywędrować te smaki?

Chwilę minęło zanim jako-tako się opanowałam i udałam ponownie w poszukiwaniu połączenia z siecią. Ale bez Hope nie ma Internetu, a Hope nie było i już. Wróciłam do pokoju, ponownie wpadłam w histerię i ponownie wybrałam się do sali nauczycielskiej. Znalazła się poszukiwana... laptopa zostawiłam jej koledze-nauczycielowi, żeby mi ten cały Internet wyczarował, po czym sama udałam się do toalety na dworze. Czyli: budyneczku z dziurami w podłodze i koszami na wyrzucanie papieru. Tak, w budynku nie było nawet zasłonek. Ba, nawet światła nie zaznałam, a był to wieczór. Musiałam oświetlać dziurę… komórką. Tak oto Europejka z depresją wyrzekła się wszelkiej godności.
Przy okazji, prysznica nie ma na terenie szkoły, trzeba do niego dojść, a ja nie wiem jak. Wczorajsza „kąpiel” w umywalce była chyba luksusem, dziś będę brudasem.

No, internet działał! Nie wyobrażacie sobie, jakie to szczęście. Ale po podłączeniu się ledwie się trzymałam, kiedy w mailach opisywałam przeżycia, a mama odpisywała mi, że mogę wracać, kiedy zechcę. Nie pisze się takich rzeczy, serio. Ja JUŻ chcę, ale nie wrócę. Doprowadzam sprawy do końca. Chciałam – mam. Zasłużyłam za swoją ciekawość świata [pierwszy stopień do… Chin?].
Okej. Co najmniej jeden z leków okazał się celny. Może będę żyła.

Wróciłam do pokoju i tym razem nadszedł już kompletny dół, którego opanowanie zajęło mi dłuższą chwilę. Z pomocą przyszedł mi… film animowany. [Nie śmiejcie się. Tonący brzytwy się chwyta.] „Wszystkie psy idą do nieba 2” z polskim dubbingiem. Właśnie tak. Pierwsza część to historia mojego dzieciństwa, a że niedawno dowiedziałam się o kontynuacji, to jak mogłabym sobie odmówić? Nadal dopadały mnie ataki załamania, ale wzięłam leki, poczułam się lepiej, bajka mnie rozluźniła... Zadzwonił do mnie chłopak. Musiałam się opanować, żeby nie wybuchnąć. Uff, dobra. Mam tylko nadzieję, że wraz ze zdrowiem wróci mi humor. I apetyt.
Jeszcze lepiej się poczułam, kiedy okazało się, że w budynku, gdzie mieszkam, w połowie kabin toaletowych (KABIN! To już sukces!) są drzwi i można spokojnie przykucnąć sobie nad dziurą. Mycie rąk chyba nie jest tu wśród dzieci powszechne i nie może być, bo nie ma tu w ubikacji umywalek.

Idę umyć twarz i zęby w lodowatej wodzie przy kranie, gdzie dzieci myją swoje miseczki po jedzeniu i wszędzie leżą resztki, a podłoga jest cała mokra. Jutro mogłabym przynieść sobie gorącej wody z kranu na dworze, ale nie mam w czym, a i woda nie zawsze jest. Nie wiem też, o której muszę jutro wstać, bo Hope zniknęła z pola widzenia i się już więcej nie pojawiła.

Zachęcający widok, mniam mniam! I tak to zostało po kolacji na całą noc.
Tak sobie zleciał dzień, mam do obejrzenia końcówkę mojej bajeczki i czas spać. Chociaż może przekąszę najpierw kabanosa z Polski... [Ostatki prowiantu survivalowego.] Mogłam się położyć wcześniej, ale tchnęło mnie na pisanie. W nadziei, że po powrocie do kraju przeczytam to i roześmieję się, jaki straszny był początek mojej wielkiej, wspaniałej przygody. Bo wszystko dobre, co się dobrze kończy. [No właśnie! :)]

Ali

5 komentarzy:

  1. Omg, naprawdę Ci współczuję, to musiało być straszne. Ale pewnie potem jak było lepiej to bardziej mogłaś docenić:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D I dokładnie, masz rację - każda dobra chwila była dla mnie na wagę złota. Doceniłam też to, co do tej pory uznawałam za normalne. To ważne w moim życiu doświadczenie.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. P.S. Kieeedy nowa notka? :D

      Usuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, aż usiadłam i zaczęłam przygotowywać nową notkę dot. wyjazdu do Tajlandii ;)

      Usuń

Komentarze mile widziane! :)