Moje relacje

środa, 8 stycznia 2014

Złe dobrego początki

Zaczęło się od wstąpienia do organizacji studenckiej (nazwy z premedytacją nie podaję) za namową koleżanki. O takich organizacjach różnie się mówi. Ja co prawda już zrezygnowałam, ale polecam każdemu spróbować. Zawsze się czegoś nauczy, pozna ludzi z całego świata i może gdzieś wyjedzie - jak ja. Ogromne możliwości.

Wypis z pamiętniczka [tekst w kwadratowych nawiasach to moje dzisiejsze wtrącenia]:

06.11.2011

A więc jestem w Pekinie. Uwierzyłam po przyjeździe, bo wcześniej mój rozum nie potrafił ogarnąć tego, że wkrótce ja – Polka z krwi i kości – znajdę się tyle tysięcy kilometrów od domu, na innym kontynencie, wśród nieznanych mi ludzi.
Zacznijmy od początku, a więc od pomysłu...

Działam w międzynarodowej organizacji studenckiej, która organizuje wolontariaty i praktyki. Sama prowadziłam dwukrotnie projekt, w ramach którego do Polski przyjechali studenci z krajów takich jak Ukraina, Rumunia, Włochy, Gruzja, Brazylia, Kanada, Chiny oraz Malezja i pracowali w przedszkolach. To przyjemne uczucie móc komuś pokazać swój kraj, pomóc mu się w nim odnaleźć, być swoistym opiekunem i przewodnikiem na obcej ziemi, próbując się jednocześnie stać bratnią duszą, która pozwoli poczuć się jak w domu.
Uważałam, że mamy skromne warunki (och, jak bardzo się myliłam), ale niczego do życia praktykantom nie brakowało (a tu miałam rację).
Skoro ludzie z odległych krajów przyjeżdżali do mojego kraju – czemu miałabym się nie wybrać do nich? Po takiej myśli przyszedł czas na decyzje i działanie.

Wykorzystałam wakacje i początek jesieni do odbycia moich praktyk studenckich, aby mieć wolny czas na podróż zimą. Dlaczego zimą? Ano, moim pierwszym pomysłem był wyjazd do Indii. W nasze lato panuje tam pora deszczowa, więc wysnułam wniosek, że lepiej wybrać się tam w tym bardziej turystycznym sezonie. Kultura hinduska mnie oczarowuje – kolory, przywiązanie kobiet do rodziny (dla kogoś, kto wychował się na Larze Croft, to nie takie oczywiste), obce nam tradycje i religia (pomijam kontakt z Hare Kriszna na Przystanku Woodstock), piękna architektura, smaczna kuchnia [dziś jestem ostrożna z takimi stwierdzeniami, aż kraju nie odwiedzę]... ale stchórzyłam. Pomyślałam sobie, że nie jest to dobry kraj do zapoznania się z Azją. Bieda, bród, karaluchy, natręctwo mężczyzn, trudności w poruszaniu się komunikacją miejską, komary, temperatura, sławne w mediach gwałty – to wszystko mogłoby mnie zniechęcić do tego kontynentu. Teraz myślę, że chyba nie popełniłabym większego błędu jadąc tam, niż do Chin. Szok kulturowy byłby ten sam. [Z perspektywy czasu uznaję, że jednak mogłoby być gorzej.]

Zaczęłam rozglądać się za innymi państwami, głównie w Azji (jak już jechać zwiedzać świat, to hen, w najlepsze, tam, gdzie w zwykłe wakacje nie miałabym szans pojechać, a co będę sobie żałować). Owszem, pojawił się też Mauritius (Boże, jak chciałabym wylegiwać się tam teraz na plaży...), ale głównie Indonezja, Tajwan, Chiny... Szukałam pracy z dziećmi, żeby ten wolontariat miał też jakiś wyższy sens – pomoc innym. Znalazłam! Praca w szkole dla dzieci migrujących z terenów wiejskich. Ekstra! Noclegi, wyżywienie zapewnione – czego chcieć więcej? Zgłosiłam się, dostałam bez problemu, zakupiłam bilet lotniczy, wybrałam się do stolicy po wizę, ubezpieczyłam się – gotowe! Z małym wyjątkiem. Do Chin nie ma szczepień wymaganych, są tylko zalecane. Większość z nich, z racji mojego wieku, miałam ważnych. Zostało mi WZW A i dur brzuszny. Na żółtaczkę, owszem, udało mi się zaszczepić. Tu jednakowoż zaczyna się pasmo nieszczęść. Nie mogłam wykonać od razu drugiego szczepienia, bo zabrakło mi w tym momencie pieniędzy – sytuacja była podbramkowa, a koszta niemałe. Przez to nie udało mi się zrobić szczepienia przeciw durowi brzusznemu wcale. Najpierw się rozchorowałam, potem myślałam, że mi przeszło, ale co nie pojawiłam się w przychodni, to miałam stan podgorączkowy bez widocznych jakichkolwiek innych objawów choroby. Naprawdę dobrze się czułam, więc sytuacja wkurzała mnie do granic możliwości. Taki błahy powód, żeby pojechać do Azji niezaszczepionej! [Drugiej dawki szczepienia nie przyjęłam do tej pory…]

cdn.

Ali

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mile widziane! :)