Moje relacje

wtorek, 20 maja 2014

"Paszport ważny na wszystkie kraje świata", czyli wiza amerykańska J-1 i B-2 oraz chińska F

U każdego niedzielnego blogera przychodzi taki moment, gdy leń bierze górę i notki przestają się pojawiać... mówiłam sobie: mam teraz ważne obowiązki, ale jak dostanę wizę, to opiszę tę sprawę. Dostałam ją prawie 2 miesiące temu, potem dostał ją mój M... i nic. Kwintesencja prokrastynacji.

Oto jednak jestem i piszę! W dzisiejszej notce chciałabym troszeczkę sięgnąć tematu wiz, które ładnie prezentują się w moim paszporcie. Zaczniemy od tej starszej, choć - prawdę mówiąc - pamięć już mi szwankuje, więc będę posiłkować się mailem, którego wysyłałam do dziewczyny zainteresowanej podobnym wyjazdem.


WIZA CHIŃSKA KAT. F

Bo taką właśnie dostałam w ramach wyjazdu na wolontariat organizowany przez międzynarodową organizację studencką. Nie wiem, czy nadal wygląda to tak samo - strona chińskiej ambasady zasiała we mnie zwątpienie. Oto fragment wspomnianego maila [uwagi w kwadratowych nawiasach pisane kursywą to moje dzisiejsze wtrącenia]:

"Z wizą nie ma żadnych problemów. Ze sobą wziąć wystarczy wydrukowany list zapraszający [wystawiony przez chiński komitet organizacji, w którym wyjaśnione było, czym będę się zajmować itp.], wypełniony wniosek wizowy ze zdjęciem [wydaje się, że mniej traumatyczny niż ten do USA, bo jakoś nie mam związanych z nim wspomnień] i paszport (który trzeba zostawić w ambasadzie Chin na czas wyrabiania). Powinno to zająć do ok. tygodnia [aczkolwiek ja miałam chyba tryb przyśpieszony - płaci się trochę więcej]. Na ogół rzecz odbywa się bez żadnej rozmowy.

Jeśli chciałabyś pojechać w międzyczasie do Hong Kongu, to niestety potrzebna jest wiza dwukrotna, czy dwuwjazdowa - jak zwał, tak zwał. Wtedy być może potrzebna będzie rozmowa. Typ wizy dobierają oni sami, Ty musisz tylko zaznaczyć cel wizyty. Musisz określić, na ile dni potrzebujesz wizę.

W teorii musisz mieć już zakupiony bilet lotniczy (bodajże w obie strony) i np. rezerwację hotelu (w Twoim przypadku wystarczy IL [invitation letter] z informacją, gdzie będziesz mieszkać i że masz to
zapewnione).

Wpłaty dokonuje się na konto bankowe, gotówką nie przyjmują [w moim przypadku było to chyba ok. 120 zł]. Przy składaniu dokumentów dostaniesz nr konta.

Bądź pod ambasadą [konsulatem?] z godzinkę wcześniej, żeby się ustawić w kolejce. Ja już nie pamiętam, w który dzień tygodnia byłam, ale jak obszukasz fora to powinnaś znaleźć jakąś radę, kiedy najlepiej się wybrać. Podobno czasem zdarza się nie zdążyć (nie mają długiego dnia pracy). Ja od czasu przyjścia załatwiłam sprawę w ok. 2 godziny.

Nie musisz też osobiście odbierać wizy. Przynajmniej mi odebrała siostra chłopaka, bez żadnego upoważnienia, miała chyba tylko taki kwitek, który dostałam przy oddawaniu dokumentów."

Nie gwarantuję, że informacje te są nadal stuprocentowo aktualne - wyjeżdżałam w końcu parę lat temu. Wizyta wizowa odbywa się jednak dość sprawnie, a fakt, że trzeba mieć przy sobie bilet lotniczy, może służyć za dowód tego, że otrzymanie wizy nie jest problematyczne. ;)

Chińskie znaczki i Wielki Mur


A teraz temat bardziej aktualny, czyli...

WIZA AMERYKAŃSKA J-1 (WYMIANA KULTURALNA)


Tak naprawdę, jeśli wyjeżdżacie na campa, organizacja, z którą jedziecie, poda Wam wszystkie informacje. Pokrótce wygląda jednak to tak:
- dostajemy się na campa (ten radosny proces opiszę w innej notce),
- od organizacji dostajemy potrzebne informacje, które trzeba będzie wpisać we wniosku wizowym, np. numer programu, po czym dostajemy "zielone światełko" do rozpoczęcia procesu wizowego,
- wypełniamy wniosek on-line - uwaga! - zarezerwujmy na ten cel 2-3 godziny; może trochę przesadzam, ale uzupełniania jest naprawdę dużo; musimy podać namiar na kogoś, kto potwierdzi, kim jesteśmy,
- koniecznie należy pamiętać o spisaniu numeru naszego wniosku, bo to będzie potrzebne do płatności albo wznowienia sesji (ta wygasa po dość krótkim czasie, więc warto na bieżąco zapisywać postępy),
- musimy się przygotować na masę kontrowersyjnych pytań: czy jesteśmy terrorystami, czy się prostytuowaliśmy, czy jedziemy handlować ludźmi itp. - cóż, liczę na to, że wszyscy są krystalicznie szczerzy i nie wpuszczą ze mną do USA nikogo niepożądanego :),
- zdjęcia online podobno nie trzeba dodawać, bo i tak skanują je w samym konsulacie - tzn. trzeba "spróbować" (dodajemy byle jakie zdjęcie i jest ono odrzucane jako niezgodne z wymogami), a potem i tak przechodzimy do kolejnego kroku; ja nie ryzykowałam i wstawiłam prawidłowe zdjęcie
- po wypełnieniu wniosku zapisujemy confirmation page i przechodzimy na inną stronę internetową, na której znów musimy wpisać parę informacji i mamy wreszcie możliwość zapłaty; ja płaciłam kartą elektroniczną, bo tak było mi najwygodniej i od razu miałam ściągniętą dokładną kwotę, wiem jednak, że pieniądze można wpłacić np. w oddziale banku (konkretnego - należy to sprawdzić); wyniosło mnie to prawie 500 zł (olaboga!),
- koniecznie należy spisać tzw. receipt number, który dostajemy po opłaceniu wniosku wizowego i który umożliwia nam umówienie spotkania wizowego, ale...
- ...ale nie powinniśmy korzystać z możliwości serwisu i umawiać tego spotkania indywidualnie, bo jeśli jedziemy na campa, idziemy na rozmowę grupową i termin umawiany jest przez nasza organizację.

Rozmowa wizowa:
- po podaniu naszej organizacji numeru wniosku, receipt number itd. dostajemy nasz termin i jedziemy (Warszawa, Kraków - nie wiem, czy gdzieś jeszcze, chyba, że siedzimy za granicą, to mamy możliwość odbycia rozmowy w tamtym kraju),
- najprawdopodobniej spotykamy się pod konsulatem z naszą grupą kilkanaście minut przed naszym terminem, bo inaczej mogą nas pogonić - Amerykanie nie lubią, kiedy ktoś im się kręci w pobliżu,
- uwaga! na teren konsulatu nie wniesiemy ani nic elektronicznego (w tym telefonu), ani żadnych torebek, toreb, plecaków - te musimy gdzieś zostawić; i tu śmieszne rozwiązanie: zostawiamy je po drugiej stronie ulicy u fotografa lub w firmie pomagającej w wypełnieniu wniosku (pff!) za opłatą 5-10 zł,
- wchodzimy, przechodzimy przez bramkę ochroniarzy, podpisujemy się na DS-2019 i ustawiamy się w kolejce,
- pochodzimy do pierwszego okienka, gdzie pani pobiera nam odciski palców (wszystkich!) i skanuje zdjęcie,
- podobno należy mieć ze sobą confirmation page, dowód zapłaty i receipt number - ode mnie chcieli tylko conf page; paszport wysyłałam wcześniej organizacji, więc oni przynieśli mi go do konsulatu,
- z pierwszego okienka pobieramy wydrukowany numerek i idziemy usiąść w poczekalni, czekając aż wyświetli się nasz numerek wraz z numerem okienka, do którego mamy podejść,
- podchodzimy do konsula i odbywamy naszą długo wyczekiwaną rozmowę, która - wbrew pozorom - jest przyjemną formalnością; konsul może spytać nas o nasze prawa, numery alarmowe, adres campu, naszą pozycję na nim, studia, plany poUSA-owe... wszystko, czego właściwie można by się spodziewać; rozmowa oczywiście odbywa się w języku angielskim i kiedy rozpoczniecie wesołym "Hello" z uśmiechem na ustach, najprawdopodobniej usłyszycie sławne: "Hello, how are you?" :)
- jeśli nie dostaniecie paszportu z powrotem - hurra! otrzymacie swoją wizę po kilku dniach :) Za darmo - do wybranego oddziału TNT, za opłatą - kurierem do domu; w paszporcie mamy wpiętego DS-2019 i informacje o naszej wizie - lepiej nie wyrywać. ;)

Trochę roboty z tym jest, a na koniec okazuje się, że rozmowa to najprzyjemniejszy etap wnioskowania o wizę. To, co wklejają nam do paszportu, to jednakowoż dopiero promesa wizowa - właściwą wizę wbija nam urzędnik na amerykańskim lotnisku. Nie należy się przejmować tym, że data będzie taka sama, jak kończąca nasz okres pracy - mamy potem 30 dni na podróżowanie.

Zdjęcia jak z więziennych kronik... krzywdzące wymogi :(

Podobnie w sumie wygląda sprawa wizy turystycznej...

WIZA AMERYKAŃSKA B-2 (TURYSTYCZNA)

- zaczynamy od wypełnienia wniosku,
- musimy tam podać swoje miejsce pobytu w USA - może to być dowolny hotel, nawet taki, którego na oczy nie zobaczymy, tam też możemy podać namiar na nas... był też punkt dot. jakiejś osoby z USA - tutaj też chyba nie trzeba zbyt wiele myśleć, ale M., który o wizę się ubiegał, mógł akurat podać naszą znajomą-znajomej :),
- opłata również ok. 500 zł i odbywa się to podobnie jak w J-1, ale...
- ...ale tym razem możemy przejść w tym drugim serwisie (tam, gdzie odbywa się płatność) do umówienia spotkania - terminy są naprawdę mnogie i dość szybko, bodajże max. tydzień od płatności,
- stawiamy się pod konsulatem chwilkę przed umówionym spotkaniem - M. był kilkanaście minut wcześniej i od razu go wpuścili (bez torby itp., ale telefon zostawił już u ochroniarzy),
- należy mieć paszport, confirmation page z wniosku, potwierdzenie opłaty, receipt number - o który, oczywiście, i tak nie proszą, bo skoro umówiono spotkanie, to znaczy, że delikwent musiał zapłacić ;),
- rozmowa może być nieco trudniejsza niż "campowa", jednak u M. wszystko poszło gładko, nawet pomimo trudnej sytuacji - koniec studiów, brak pracy; wyśpiewał całą prawdę jak z nut i nie miał najmniejszych problemów, więc moja rada: bądźcie szczerzy, uśmiechajcie się, nie kręćcie; jeśli nie czujecie się dobrzy w angielskim - używajcie polskiego; spotykałam się z różnymi poradami typu: ubierz się w garniaka, nie mów za dużo, rozmawiaj po angielsku, weź wszystko, co udowodni Twój związek z Polską (dowód rejestracyjny pojazdu, wyciągi z konta - to akurat, żeby udowodnić posiadane środki), a w ogóle to padnij na twarz i błagaj o wizę... strzeżonego Pan Bóg strzeże, ale różnie bywa - czasem ktoś, kto niby nie ma szans, dostaje wizę bezproblemowo (M. na 10 lat), innym razem ojciec z wielką firmą jej nie dostaje... trzeba iść i próbować, ot co,
- znowuż, odsyłają paszport do TNT lub kurierem i wpiętą radosną informacją, że nie mamy gwarancji wjazdu na teren USA.

Jeśli jedziemy turystycznie, nie kupujmy biletów lotniczych przed otrzymaniem wizy! Nigdy nie wiadomo, a szkoda być do tyłu z całkiem niezłą sumką pieniędzy...


Troszkę to wszystko bardziej skomplikowane niż w przypadku Chin, troszkę więcej (niepotrzebnego) stresu, no i sporo pieniędzy za samo rozpatrzenie wniosku (jeśli wizy nie dostaniemy, 500 zł i tak przepada), nie wspominając o złości, jaka bierze przy jego wypełnianiu, ale... koniec końców, chyba warto. :)

Powodzenia, wizowicze!