Moje relacje

niedziela, 7 lutego 2021

Czas na imprezę! - Koh Phi Phi

Dzień 5, Koh Phi Phi (Tajlandia)

Kto nas zna, ten wie, że do imprezowiczów nie należymy (choć swoje za uszami mamy). A jednak zdecydowaliśmy się odwiedzić najbardziej imprezową wyspę Tajlandii, czyli Koh Phi Phi. Trochę z ciekawości, trochę, żeby wrzucić w trakcie podróży na luz, a trochę też dlatego, że na zdjęciach wyspa wydaje się bardzo ładna i można stamtąd wybrać się na wycieczkę do słynnej zatoki Maya Bay - o czym jednak w kolejnej notce.

Łódki zwane long boatami
Łódki zwane long boatami
O tym, że lot jest z samego rana, przypomniałam sobie późnym wieczorem. Zapłaciliśmy za to bardzo krótkim, około trzygodzinnym snem, w dodatku niespokojnym. Z powodu oczywistego reisefieber, ale również wkręcenia samej sobie, że w takim tanim hotelu, to na pewno zjedzą mnie karaluchy (nie zauważyłam ani jednego). M. próbował odsypiać to w kolejnych etapach przemieszczania się na wyspę, lecz w moim przypadku nie było się co łudzić - podczas podróży zachowuję nieustannie stan wzmożonej czujności i gotowości. Bo co jeśli przegapimy przystanek? Co jak ktoś nas okradnie? A jeżeli nie usłyszymy komunikatu? Tego typu natłok myśli przez cały czas, gdy pozwolę sobie zmrużyć oko... Hm? Że M. przecież może wziąć wartę? Jeśli mielibyśmy ochotę na filmowy gag, w którym wartownik zasypia i... no, znacie dalszy ciąg takich historyjek.

Port na Koh Phi Phi
Port na Koh Phi Phi

Plaża Loh Dalum
Plaża Loh Dalum
Gotowi zeszliśmy na dół, aby wymeldować się z hotelu. Recepcja czynna całą dobę, a i owszem. Tylko najpierw trzeba zbudzić śpiącego na podłodze recepcjonistę, a potem załatwić z takim półprzytomnym delikwentem sprawy. Na szczęście z zamówieniem Graba (odpowiednika Ubera) problemu nie mieliśmy i sprawnie dostaliśmy się na lotnisko, mknąc ulicami śpiącego jeszcze Bangkoku.

Mieliśmy spory zapas czasowy przed lotem - mam w sobie babciny instynkt, który podpowiada mi, że na samolot lepiej poczekać, niż się spóźnić. Nawet jeśli na loty nie wydaliśmy majątku, bo ok. 100 zł na osobę (z posiłkiem!), to mieliśmy wszystko porezerwowane i szkoda byłoby to tracić. Abstrahując od faktu, że zarezerwowane mieliśmy noclegi na całą podróż, to dodatkowo na wyspach miejsca noclegowe są jednak ograniczone, a szczególnie, jeśli szukamy czegoś fajnego i w ramach budżetu. A już zupełnie najgorsze byłyby dla mnie obsuwy w planie podróży. Brr!


Więc siedzimy na tym naszym terminalu, oczywiście najodleglejszym, ludzi mało, ale czasu jeszcze dużo... Ale czyżby? W końcu pojawiły się pierwsze osoby, jednak nadal podejrzanie niewiele jak na godzinę, która była. Postanowiłam w końcu zrobić rozeznanie, popatrzyłam na tablice, popytałam i... koszmar. Zmienili nam terminal. Z jednego końca lotniska biegiem na drugi koniec. I tyle z mojej czujności! Koniec końców zdążyliśmy i mogliśmy się nerwowo śmiać z naszego farta.

Jako że wyruszaliśmy naprawdę wcześnie, przy rezerwacji biletu zaznaczyłam opcję dokupienia posiłku, żeby nie martwić się śniadaniem. Jaki zrobiłam przy tym research, ho ho! Obejrzałam ranking dań w AirAsia, przeczytałam opinie. Jedno danie było zrecenzowane tak ładnie, tak przekonująco - że tradycyjne, że smaczne, że iście azjatyckie - że zamówiłam je dla nas obojga, cobyśmy sobie nie wyżerali wzajemnie. Wybór padł na Pak Nasser's Nasi Lemak, malezyjskie danie z kurczakiem. Ale kiedy zdjęłam wieczko z zaserwowanego pudełka... opadła mi szczęka. Bynajmniej nie z zachwytu. Na daniu leżało mnóstwo małych rybek. Ryby okazjonalnie jadam, ale od małych stronię, bo nie kusi mnie zjadanie ich skórek, ości, oczek... a tu jeszcze taka niespodzianka na śniadanie, kiedy żołądek wrażliwy. Wyprosiłam jakoś u M., żeby wyjadł moje rybki i skonsumowałam resztę. Szczerze to nawet nie pamiętam, jak smakowało jako całość.

Huśtawka na Koh Phi Phi
Huśtawka, na której chyba każdy musi zrobić sobie zdjęcie

Z lotniska w Krabi musieliśmy się dostać do portu. Zdecydowaliśmy się skorzystać z dostępnej na lotnisku usługi łączonej, tzn. dojazd vanem plus bilet na prom (ok. 50 zł na osobę). Rozwiązanie było dobre, ale niestety musieliśmy poczekać na zapełnienie się auta zanim ruszyliśmy.

Sam prom okazał się przypominać wagon bydlęcy. Nasze bagaże zostały rzucone na jedną kupę, a my musieliśmy zająć miejsce pod pokładem, gdzie ludź siedział na ludziu, a okna były brudne. Usadowiliśmy się gdzieś, gdzie kamizelki ratunkowe wyglądały najlepiej, ale w razie sytuacji awaryjnej raczej i tak szanse byłyby marne. Całe szczęście, że podróż trwała ok. pół godziny. Potem jeszcze trzeba było zaczekać na bagaże, ale M. wraz z naszymi rodakami stanęli na wysokości zadania i pomogli w sprawnym przekazaniu toreb i plecaków właścicielom.

Tropical Garden Bungalow
Ośrodek Tropical Garden Bungalow
Świeży kokos
Świeży kokos...
Świeży kokos
...czyli najlepszy napój na upał!

Teraz tylko znaleźć drogę do hotelu i wczłapać się pod górę... Sił dodał nam kokos, z którego łakomie piliśmy i który najlepiej orzeźwiał nas na wyspach. W końcu rzuciłam się na łóżko w naszym bungalowie, a wentylator poszedł w ruch. Miejsce było całkiem urocze (np. ze swoim źle zaprojektowanym spadkiem odpływu wody w łazience) - do czasu, gdy na ścianie zobaczyliśmy NAJWIĘKSZEGO KARALUCHA W HISTORII ŚWIATA!!11!!11 I tak jak zazwyczaj staram się pozostawać z naturą w zgodzie, tak niestety postanowiliśmy go unicestwić, bo w życiu bym nie zasnęła z takim lokatorem. Karaluch natomiast nie poddawał się łatwo i to wspomnienie zostanie z nami do końca życia... :( W tym momencie stało się jasne, że moskitiera na wyposażeniu musi zostać załatana taśmą, a ja będę się kurczyła we śnie, żeby przypadkiem nie wystawić stopy poza bezpieczną granicę.

Kiedy chwilę odsapnęliśmy, wreszcie mogliśmy ruszyć na zwiedzanie wyspy. Opinie o niej są naprawdę skrajne. W Internecie ludzie miło wspominają imprezy lub piszą o rajskich plażach. Od koleżanki (która jednak tylko o niej czytała) usłyszałam, że jest niebezpieczna, a od kolegów, którzy byli tam po nas - że jest brudno i okropnie. Jakie były nasze odczucia? Bardzo pozytywne. Być może nie byliśmy tam w szczycie sezonu, więc nie uświadczyliśmy tłoku, albo nie wybraliśmy się na poranny spacer po plaży i dlatego nie widzieliśmy brudu i śmieci po imprezowiczach.


Bucket drink i fire show w Slinky
Bucket drink i fire show w Slinky
Przespacerowaliśmy się jednak zarówno przy linii brzegowej, jak i przez centrum wyspy. W niektórych miejscach widoki rzeczywiście były urokliwe, a i zakosztowaliśmy w imprezowej atmosferze, oglądając na plaży ogniste show w barze Slinky (pan z papierosem i bez koszulki prawie skradł me serce, ale ostatecznie pozostało wierne M.), tańcząc na mieliźnie i wypijając na pół bucket drink, który jest znakiem rozpoznawczym Phi Phi. To po prostu miks wybranego alkoholu z napojem bez procentów, podawany w wiaderku z lodem. To wszystko mogłoby się skończyć wielkim bólem głowy, gdyby nie to, że na jutro mieliśmy plany już od rana, więc po harcach grzecznie udaliśmy na noc do bungalowu.

https://youtu.be/NAK_drp53Vg

Nocleg:
- Tropical Garden Bungalow
- ok. 120 zł/noc za bungalow z wentylatorem (Agoda - była lepsza oferta niż na Booking)
- karaluchy w cenie? TAK
- opinie w Internecie średnie, ale dla nas na jedną noc było w porządku
- moskitiera była na wyposażeniu, ale dziurawa