Moje relacje

środa, 13 kwietnia 2016

In plus, in minus - czyli camp czy W&T

Programem Work and Travel interesowałam się chyba od początku studiów. I argument przeciw wciąż był ten sam – brak środków na koncie. Wtedy spotkałam znajomą znajomej, która opowiedziała mi o campach – tak właśnie zaczęłam od razu drążyć ten temat w Internecie. Parę miesięcy później aplikowałam, korzystając z ofert typu „early bird”. Ta zabawa kosztowała mnie – o ile dobrze pamiętam – 1700 zł. Do tego dochodzi oczywiście dojazd na obowiązkowe szkolenie dla aplikantów, które odbywa się tylko w kilku miastach w Polsce, koszt wizy i dojazd do ambasady, a jak wszystko pójdzie zgodnie z planem – dojazd na lotnisko. J Musimy też pamiętać, że potrzebujemy mieć jakąś własną gotówkę, zanim dostaniemy od campu pierwszą wypłatę (chyba, że naprawdę nie zamierzacie nic kupować, aleeee… to Ameryka!).

Z wyjazdem miałam pewien problem. W roku, w którym aplikowałam na program, kończyłam studia. I to wcale nie w czerwcu, ale w marcu. Daną firmę wybrałam właśnie w związku z tym, że zapewnili mnie, iż najważniejsze jest to, żeby w momencie rozmowy z konsulem być studentem – podczas wyjazdu już niekoniecznie. Wzięłam ich za słowo, ale napięcie nie opuściło mnie aż do momentu, kiedy urzędnik na lotnisku z uśmiechem powitał mnie w Stanach Zjednoczonych. J U mnie sprawa rozwiązała się tak, że byłam w stanie przedłużyć sobie termin złożenia pracy dyplomowej, a że rzeczywiście mi się z tym nie śpieszyło, to obroniłam się tydzień przed odlotem. W ten sposób przekraczając amerykańską granicę byłam już absolwentką, jednak podczas bardzo przyjemnej konwersacji z panią konsul miałam jeszcze swój indeks.

Work, work, work... and travel!
Nie będę Wam podpowiadała, którą firmę wybrać. Rynek się zmienia, oferty również. Ja wyżej podałam dwa główne powody, które zasądziły o wyborze (problem "absolwencki" i cena), ale był jeszcze jeden – (z reguły) pochlebne opinie. Te ostatnie na pewno musicie przed decyzją sprawdzić, jednocześnie mając na uwadze to, że niekiedy są to kryptoreklamy. Odrobina krytycyzmu w stosunku do wpisów na forach powinna Wam pomóc w odsianiu wartościowych opinii. Możecie też popisać maile do firm i zobaczyć, czy na ich odpowiedzi musicie czekać o wiele za długo i jaka jest jakość wiadomości od nich.
Moje porównanie wyjazdu na camp do typowego programu W&T (na którym nie byłam, więc opieram się na znalezionych informacjach) w punktach wygląda tak, jak poniżej.
 Plusy:
+ niższe koszty aplikowania na program,
+ zapewnione zakwaterowanie i wyżywienie,
+ malowniczy, zielony teren, najczęściej w pobliżu jeziora,
+ zazwyczaj możliwość korzystania z campowych atrakcji,
+ bilet na samolot w cenie (gdy wracacie na camp, zazwyczaj musicie kupić go sami i niektórzy to sobie chwalą, lecz kiedy jedzie się pierwszy raz, raczej człowiek czuje się pewniej, gdy jest to załatwiane za niego).

Pluso-minusy, w zależności od perspektywy:
+- obcowanie z dzieciakami,
+- krótszy czas wyjazdu poświęcony na pracę.

Minusy:
- niższe zarobki (przy pierwszym wyjeździe jest to 900-1100$ na rękę za cały okres, w zależności od tego, czy jedziemy jako opiekun, który zarabia mniej, czy jako support staff),
- zazwyczaj duża odległość od większych miast,
- w większości prac ciężko o napiwki, czasem jest to nawet traktowane jako nieetyczne, żeby taki przyjąć, ale na pocieszenie – jeśli sprzątasz domki po wyjeździe dzieci – można znaleźć jakieś drobniaki J,
- mniej swobody, bo nie jesteś na „swoim”.

W ogólnym rozrachunku i w moim przekonaniu plusy i minusy dają nam raczej równowagę, co może sugerować, że tak naprawdę nie da się określić, czy lepszą opcją jest camp czy tradycyjne W&T. To zależy od tego, co jest dla Ciebie ważne. Jeśli chcesz poczuć rytm życia w amerykańskim mieście, wieczorami nie musząc się kryć z piwkiem – leć na zmywak na W&T. Jeśli zależy Ci na zobaczeniu Ameryki, a nie masz kilku tysięcy na wyjazd – bierz camp. Dla każdego coś miłego. Dziś, gdybym z powrotem była studentką, chętnie zdecydowałabym się na W&T. Jako, że nią nie jestem i pracuję zawodowo, pozostaje mi wyjazd jako counselor, lecz na taki już z innych przyczyn się nie zdecyduję. Wy jednak… nie wahajcie się i korzystajcie z młodości ile wlezie!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mile widziane! :)