Dzień 5, Koh Phi Phi (Tajlandia)
Kto nas zna, ten wie, że do imprezowiczów nie należymy (choć swoje za uszami mamy). A jednak zdecydowaliśmy się odwiedzić najbardziej imprezową wyspę Tajlandii, czyli Koh Phi Phi. Trochę z ciekawości, trochę, żeby wrzucić w trakcie podróży na luz, a trochę też dlatego, że na zdjęciach wyspa wydaje się bardzo ładna i można stamtąd wybrać się na wycieczkę do słynnej zatoki Maya Bay - o czym jednak w kolejnej notce.
Łódki zwane long boatami |
Port na Koh Phi Phi |
Plaża Loh Dalum |
Mieliśmy spory zapas czasowy przed lotem - mam w sobie babciny instynkt, który podpowiada mi, że na samolot lepiej poczekać, niż się spóźnić. Nawet jeśli na loty nie wydaliśmy majątku, bo ok. 100 zł na osobę (z posiłkiem!), to mieliśmy wszystko porezerwowane i szkoda byłoby to tracić. Abstrahując od faktu, że zarezerwowane mieliśmy noclegi na całą podróż, to dodatkowo na wyspach miejsca noclegowe są jednak ograniczone, a szczególnie, jeśli szukamy czegoś fajnego i w ramach budżetu. A już zupełnie najgorsze byłyby dla mnie obsuwy w planie podróży. Brr!
Więc siedzimy na tym naszym terminalu, oczywiście najodleglejszym, ludzi mało, ale czasu jeszcze dużo... Ale czyżby? W końcu pojawiły się pierwsze osoby, jednak nadal podejrzanie niewiele jak na godzinę, która była. Postanowiłam w końcu zrobić rozeznanie, popatrzyłam na tablice, popytałam i... koszmar. Zmienili nam terminal. Z jednego końca lotniska biegiem na drugi koniec. I tyle z mojej czujności! Koniec końców zdążyliśmy i mogliśmy się nerwowo śmiać z naszego farta.
Jako że wyruszaliśmy naprawdę wcześnie, przy rezerwacji biletu zaznaczyłam opcję dokupienia posiłku, żeby nie martwić się śniadaniem. Jaki zrobiłam przy tym research, ho ho! Obejrzałam ranking dań w AirAsia, przeczytałam opinie. Jedno danie było zrecenzowane tak ładnie, tak przekonująco - że tradycyjne, że smaczne, że iście azjatyckie - że zamówiłam je dla nas obojga, cobyśmy sobie nie wyżerali wzajemnie. Wybór padł na Pak Nasser's Nasi Lemak, malezyjskie danie z kurczakiem. Ale kiedy zdjęłam wieczko z zaserwowanego pudełka... opadła mi szczęka. Bynajmniej nie z zachwytu. Na daniu leżało mnóstwo małych rybek. Ryby okazjonalnie jadam, ale od małych stronię, bo nie kusi mnie zjadanie ich skórek, ości, oczek... a tu jeszcze taka niespodzianka na śniadanie, kiedy żołądek wrażliwy. Wyprosiłam jakoś u M., żeby wyjadł moje rybki i skonsumowałam resztę. Szczerze to nawet nie pamiętam, jak smakowało jako całość.
Huśtawka, na której chyba każdy musi zrobić sobie zdjęcie |
Z lotniska w Krabi musieliśmy się dostać do portu. Zdecydowaliśmy się skorzystać z dostępnej na lotnisku usługi łączonej, tzn. dojazd vanem plus bilet na prom (ok. 50 zł na osobę). Rozwiązanie było dobre, ale niestety musieliśmy poczekać na zapełnienie się auta zanim ruszyliśmy.
Sam prom okazał się przypominać wagon bydlęcy. Nasze bagaże zostały rzucone na jedną kupę, a my musieliśmy zająć miejsce pod pokładem, gdzie ludź siedział na ludziu, a okna były brudne. Usadowiliśmy się gdzieś, gdzie kamizelki ratunkowe wyglądały najlepiej, ale w razie sytuacji awaryjnej raczej i tak szanse byłyby marne. Całe szczęście, że podróż trwała ok. pół godziny. Potem jeszcze trzeba było zaczekać na bagaże, ale M. wraz z naszymi rodakami stanęli na wysokości zadania i pomogli w sprawnym przekazaniu toreb i plecaków właścicielom.
Ośrodek Tropical Garden Bungalow |
Świeży kokos... |
...czyli najlepszy napój na upał! |
Teraz tylko znaleźć drogę do hotelu i wczłapać się pod górę... Sił dodał nam kokos, z którego łakomie piliśmy i który najlepiej orzeźwiał nas na wyspach. W końcu rzuciłam się na łóżko w naszym bungalowie, a wentylator poszedł w ruch. Miejsce było całkiem urocze (np. ze swoim źle zaprojektowanym spadkiem odpływu wody w łazience) - do czasu, gdy na ścianie zobaczyliśmy NAJWIĘKSZEGO KARALUCHA W HISTORII ŚWIATA!!11!!11 I tak jak zazwyczaj staram się pozostawać z naturą w zgodzie, tak niestety postanowiliśmy go unicestwić, bo w życiu bym nie zasnęła z takim lokatorem. Karaluch natomiast nie poddawał się łatwo i to wspomnienie zostanie z nami do końca życia... :( W tym momencie stało się jasne, że moskitiera na wyposażeniu musi zostać załatana taśmą, a ja będę się kurczyła we śnie, żeby przypadkiem nie wystawić stopy poza bezpieczną granicę.
Kiedy chwilę odsapnęliśmy, wreszcie mogliśmy ruszyć na zwiedzanie wyspy. Opinie o niej są naprawdę skrajne. W Internecie ludzie miło wspominają imprezy lub piszą o rajskich plażach. Od koleżanki (która jednak tylko o niej czytała) usłyszałam, że jest niebezpieczna, a od kolegów, którzy byli tam po nas - że jest brudno i okropnie. Jakie były nasze odczucia? Bardzo pozytywne. Być może nie byliśmy tam w szczycie sezonu, więc nie uświadczyliśmy tłoku, albo nie wybraliśmy się na poranny spacer po plaży i dlatego nie widzieliśmy brudu i śmieci po imprezowiczach.
Bucket drink i fire show w Slinky |
Nocleg:
- Tropical Garden Bungalow
- ok. 120 zł/noc za bungalow z wentylatorem (Agoda - była lepsza oferta niż na Booking)
- karaluchy w cenie? TAK
- opinie w Internecie średnie, ale dla nas na jedną noc było w porządku
- moskitiera była na wyposażeniu, ale dziurawa